Czy myślisz, że jesteś inny ?
Wielu z nas myślało, że jesteśmy wyjątkowi „AA nic mi nie da. Ja zabrnąłem już za daleko”. „To jest dobre dla nich, ale ja jestem przewodniczącym Stowarzyszenia Rodzice – Nauczyciele”.Jestem na to zbyt stary. Zbyt młody. Nie dość religijny. Jestem homoseksualistą. Żydem. Profesjonalistą. Duchownym. Zbyt inteligentny. Albo niewystarczająco wykształcony.W tym momencie ludzie na całym świecie myślą, że program AA zapewne nie poskutkuje w ich przypadku z jednego lub kilku takich powodów. Być może, że ty jesteś jedną z tych osób.
My w AA wierzymy, że alkoholizm jest chorobą, która nie szanuje ani wieku, ani płci, wyznania, rasy, stanu majątkowego, zawodu czy wykształcenia. Atakuje nie przebierając w środkach na oślep. Nasze doświadczenie pokazuje, że każdy może stać się alkoholikiem. Bez wątpienia dla każdego, kto chce przestać pić, znajdzie się miejsce w AA.
Współzałożyciel naszej Wspólnoty, Bill W., opowiadając o pierwszych dniach AA napisał:
„Na początku musiały upłynąć cztery lata, zanim AA przyniosło ciągłą trzeźwość choćby jednej kobiecie alkoholiczce. Podobnie jak ci z wysokim dnem kobiety twierdziły, że są inne, AA nie było dla nich. Kiedy zaczęliśmy się lepiej rozumieć (głównie dzięki kobietom), sytuacja uległa zmianie.Ten proces identyfikacji i przekazu stopniowo rozwijał się coraz bardziej. Pijak spod płotu mówił, że jest inny. To samo tylko jeszcze głośniej twierdził ktoś z „towarzystwa” czy próżniak z Park. To samo mówili artyści, ludzie wolnych zawodów, bogaci, biedni, wierzący, agnostycy, Indianie i Eskimosi, ludzie starsi i więźniowie. Lecz dziś oni i całe legiony następnych, trzeźwo mówią o tym, jak bardzo podobni jesteśmy do siebie my alkoholicy, kiedy przyznajemy się, że sprawa jest naprawdę poważna”.
W historiach tu publikowanych możesz spotkać mężczyzn i kobiety, których wiek, rasa, orientacja seksualna i wiele innych cech, być może jest podobnych do twoich. Oni przyszli do AA i odkryli, że pomaga im ono tak samo, jak pomogło tysiącom tych spośród nas, którzy myśleli, że są inni. Znaleźliśmy tu pomoc i przyjaciół, z którymi możemy się identyfikować i dzielić się wzajemnie doświadczeniem. Nie czujemy się już samotni.
Mam na imię Gloria, jestem alkoholiczką (Czarnoskóra)
Całkiem niedawno miałam spotkać się z przyjaciółką z AA na wielkim mityngu. Kiedy przyszła, od razu skierowała się prosto przez cały tłum do miejsca, gdzie stałam i rozmawiałam. W pokoju był tłok, więc naprawdę zaskoczyło mnie, że tak szybko mnie wypatrzyła. Na moje pytanie odrzekła, że po prostu od razu na mnie trafiła i tyle.
Nie minęła nawet połowa mityngu – niecała godzina – gdy nagle mnie olśniło: przyczyną, dla której od razu mnie zobaczyła, było to, że byłam jedną z trojga ciemnoskórych w całym zatłoczonym pokoju. Jakże ja z moją ciemną skórą i wielką fryzurą afro, mogłam się dziwić, że mnie tak szybko znalazła!
Może nie wydaje się to wam niczym szczególnym, lecz dla mnie jest to fantastyczne odkrycie. Kiedy przyszłam do AA, znalazłam się w grupie złożonej głównie z białych i faktycznie czułam się inna przez cały czas. Wszystko grało, gdy mówiliśmy o utrzymaniu trzeźwości, lecz gdy zaczęto mówić kto, gdzie robi sobie fryzurę czy coś podobnego, to naprawdę poczułam się przegrana. Pamiętam taki mityng, na którym pewna osoba opowiedziała, jak pojechała do Europy i w zamroczeniu alkoholowym sprzedała papiery wartościowe, a druga, że miała ciężki dzień, bo zapodziała gdzieś bilety na koncert symfoniczny. Zastanawiałam się wtedy, czy jestem we właściwym miejscu.
Pierwszy raz napiłam się, gdy miałam 15 lat. Pewien mężczyzna powiedział, że da mi dwa dolary, jeśli mu przygotuję śniadanie i zgodziłam się. Potem poczęstował mnie bourbonem, który wprawił mnie w dobry nastrój. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę dobrze. Do tego czasu czułam się naprawdę Żle z powodu konfliktu ze wszystkimi otaczającymi mnie ludźmi. No cóż, bardzo szybko się dowiedziałam, że ten mężczyzna chciał coś więcej niż śniadanie. Jakoś się z tego wyplątałam, lecz z nowym „smaczkiem”, który miał mi towarzyszyć przez lata. W domu byłam bardzo nieszczęśliwa. To byt cichy dom. Nikt dużo nie pił, a moi rodzice byli bardzo religijni. Miałam siostrę, o której mówiono, że jest ładniejsza ode mnie i pamiętam, że specjalnie udawałam chorą, aby zwrócić na siebie uwagę matki. Ale teraz miałam alkohol. Gdy piłam czułam, że jestem miła, ładna i kochana – przynajmniej przez chwilę.
Piłam dalej, choć Chorowałam prawie za każdym razem. Wkrótce zdecydowałam, że potrzebuję alkoholu, aby funkcjonować. W biurze byłam przekonana, że alkohol pomaga mi szybciej pisać na maszynie. W cza-sie przerwy na kawę wyskakiwałam czym prędzej na kielicha. Szybko kielich zmienił się w ćwiartkę. W każdy wolny dzień było wielkie pijaństwo. W nie-dzielny wieczór leżałam pijana do nieprzytomności.
Pewnego dnia miałam dość. Zawołałam (białą) kobietę, która pracowała w moim biurze. Kiedyś, gdy zobaczyła jak wymiotowałam w toalecie dała mi broszurę AA. Od tego czasu nie cierpiałam jej, lecz wreszcie nadszedł dzień, kiedy byłam gotowa dowiedzieć się jak nie pić.
Powiedziała mi gdzie odbywa się mityng jej grupy i dodała, że spotka się ze mną jeśli chcę pójść Zgodziłam się, lecz gdy zobaczyłam, że to mieści się w podziemiu kościoła, chciałam zawrócić. Od dawna nie byłam w kościele i myślałam, że spotkanie tam musi być czymś okropnym. Byłam naprawdę chora. Trzy dni żywiłam się samym bulionem, w końcu, w dzień mityngu AA, doszłam do rosołu z kury. No i poszłam. Gdzież indziej mogłam pójść?
Jak już mówiłam, do AA trafiłam prostą drogą, ale przez pewien czas czułam się inna. Większość grupy to byli biali i nie czułam się tak wspaniale jak w innych grupach, których uczestnikami byli czarni. Sądzę, że wróciły do mnie wszystkie negatywne uczucia, jakie miałam, gdy przestałam pić, o czym już wspominałam. Po prostu nie czułam się dobrze sama ze sobą. Nigdy zresztą nie czułam się dobrze i chyba dlatego tak szybko zaczęłam pić. Dostałam sponsorkę i od tego czasu wszystko zaczęło iść lepiej niż przedtem. Myślę, że my aowcy, wszyscy nosimy ze sobą „parasole”, które otwieramy wzajemnie nad sobą, gdy wygląda na to, że deszcz pada bardziej na naszego sąsiada a kolor naszej skóry jest naprawdę nieważny. Dzisiaj moją najlepszą przyjaciółką w AA jest biała kobieta pochodząca z bogatej rodziny. Miała guwernantkę, bo jej matki nigdy nie było. Ciągle grała w karty czy coś tam. Mojej matki również nigdy nie było, bo była zajęta w pracy czy w kościele, ale w rezultacie tak moja przyjaciółka, jak i ja czułyśmy się nie kochane. Może ona miała tysiąc zabawek ale tylko jedną lalkę, lecz uczucie było takie same. Dzisiaj ona postrzega różne rzeczy i czuje tak samo, jak ja. Mówi także to samo co ja myślę i odwrotnie. Lepiej czujemy się ze sobą, niż z naszymi rodzinami. Dzisiaj chodzę na różne mityngi grup AA. Nie zwracam uwagi, czy ludzie tam spotkani są w większości czarni czy biali czy też podział jest równy. Są po prostu Anonimowymi Alkoholikami. Dla mnie ważne jest obcowanie z innymi. Myślę, że bez tego zawsze i wszędzie czułabym się obco. Jest „coś”w programie AA, co jest ponad tymi różnica-mi, którymi się przejmowałam.
Mam na imie Louis, jestem alkoholikiem
(79 lat) Myślę, że zawsze byłem alkoholikiem. A przynajmniej zawsze piłem alkohol. Moja matka nalewała kilka kropel whisky do butelki cieplej wody i dawała mi, gdy byłem małym dzieckiem. A to było dawno, dawno temu. Wcześnie porzuciłem szkołę i poszedłem do pracy w tramwajach konnych jako konduktor i zarazem woźnica. W tamtych czasach sześć biletów kosztowało 25 centów, tyle samo co ćwiartka żytniówki. Codziennie musiałem podjąć trudną decyzję czy wziąć sobie pierwsze 25 centów, jakie zebrałem czy drugie? W dobre dni godziłem się oddać pierwsze 25 centów przedsiębiorstwu i czekałem aż sprzedam 12 biletów, zanim zatrzymywałem tramwaj przed knajpą. W złe dni brałem pierwsze 25 centów.
Za każdym razem moja służba w tramwaju kończyła się, gdy wchodziłem do knajpy. Koń nie przejmował się czekaniem, ja pasażerami. Lecz przedsiębiorstwo się przejmowało i wysyłało po pewnym czasie kontrolerów, żeby mnie zatrzymali. Nigdy mnie nie złapali, bo zanim do tego doszło, rzuciłem pracę.
Wówczas naprawdę zacząłem się staczać. Zebrałem i piłem. Potrafiłem obracać źrenice tak wysoko, że kiedy otwierałem powieki, widać było tylko białka oczu. Każdy współczuje niewidomemu, zwłaszcza takiemu młodemu, więc dostawałem dosyć pieniędzy na picie. Kiedyś upuściłem monetę otrzymaną od kobiety i podbiegłem prosto do ścieku, gdzie upadła. Kobieta zorientowała się i zaczęła wzywać policję.
Uciekłem i Wskoczyłem do pierwszego lepszego odjeżdżającego pociągu. W mieście gdzie wysiadłem, żytem jak nędzarz i piłem. Sypiałem w domach noclegowych, bramach, więzieniach. Z jakiegoś powodu po ukończeniu 21 lat postanowiłem pójść do pracy. Dostałem zajęcie na kolei i utrzymywałem się z niego, aż do emerytury (w siedemdziesiątym trzecim roku życia). Byłem konduktorem pociągów towarowych. Gdy zamykałem się w swojej kabinie, nikt mnie nie widział i nie wiedział co robię a głównym moim zajęciem było picie. Piłem wszystko: whisky, gin, spirytus, bimber, wynalazki, płyny kosmetyczne, perfumy. Rany się już zagoiły, lecz wciąż mam blizny.
Nie wiem ile razy w życiu byłem aresztowany trzydzieści, czterdzieści. Pierwszy raz za żebranie.Po przejściu na emeryturę 17 razy byłem zatrzymywany za bycie nietrzeźwym. Kolej wypłacała mi emeryturę i nie miałem nic do roboty poza piciem. Moja żona umarła. Zamężna córka nie chciała ze mną nawet rozmawiać. Żyłem samotnie, bez przyjaciół, poza paroma takimi samymi pijakami jak ja.
Gdy miałem 79 lat, znowu zostałem zatrzymany. Tylko że tym razem było inaczej. Urzędnik sądowy spytał mnie, czy chcę przestać pić. Powiedziałem tak, a on opowiedział mi o Anonimowych Alkoholikach i programie rehabilitacji alkoholików podjętym przez miejscowy sąd. Zapytał mnie, czy chcę spróbować i uznałem, że nie mam nic do stracenia, więc zacząłem chodzić na mityngi AA przy sądzie.
Poszedłem na pierwszy mityng z ćwiartką wina schowaną za koszulą. Siwowłosy mężczyzna o imieniu Jim powiedział, że jest alkoholikiem i że pił od dawna lecz w AA nauczył się, jak nie pić i zacząć żyć bez alkoholu. Zapytał, czy ktoś ma pytania. Spytałem, czy ta organizacja spodziewa się, że człowiek siedemdziesięciodziewięcioletni, który pił całe życie tak z miejsca może przestać pić. Jim powiedział, że jeśli on to zrobił, to ja też mogę. Uznałem, że może mieć rację, więc sięgnąłem za koszulę, wyjąłem ćwiartkę i oddałem sąsiadowi. Odtąd nie piłem. Zaraz po tym, jak zacząłem chodzić na mityngi AA, nastąpiło dużo zmian w moim życiu. Dobrych zmian. Najmilsi na świecie ludzie zostali moimi przyjaciółmi. Są oni moimi braćmi i siostrami.
Niedawno, gdy podczas mityngu AA dostałem ataku serca, zawieźli mnie do szpitala i byli przy mnie. Ich przyjaźń wyciągnęła mnie z choroby, kiedy nawet lekarze nie mogli mi pomóc. Zycie zawdzięczam tym ludziom. Córka mnie teraz kocha i mogę oglądać swoje wnuki i prawnuki. Dzień po dniu mijają lata jeden dzień naraz i zdaję sobie sprawę, że nie za wiele życia mam przed sobą. Nie martwi mnie to. Najważniejsze, czego chcę, to umrzeć trzeźwy. Tymczasem staram się pomóc młodszym ode mnie w osiągnięciu trzeźwości i szczęścia, w taki sposób, w jaki ja to osiągnąłem. Mówię im: jeśli ja mogłem to i wy możecie.
Mam na imię Padric, jestem alkoholikiem (homoseksualista)
Siedemnaście lat temu, brodaty cudzoziemiec, który siedział obok mnie w sali telewizyjnej jednego z najmniej eleganckich hoteli w naszym mieście, nieoczekiwanie odwrócił się do mnie i zapytał, czy mam problem z alkoholem. „Skąd ci to przyszło do głowy?” odparłem uważając, że jestem fizycznie trzeźwy a tylko odrobinę roztrzęsiony i lekko nieskoordynowany. Nie odpowiedział. Sięgnął w głąb kurtki, której
świetność dawno minęła, wydobył przybrudzoną i podniszczoną od częstego używania broszurę i powiedział coś o mityngu, na który mógłbym pójść wieczorem, jeśli miałbym ochotę .Mówił, że będą tam „mili ludzie, którzy cię być może zrozumieją”. Wspomniał też o kawie i ciastku za darmo i to mnie przekonało.
Dzisiaj dziękuję Bogu, który jest moją Siłą Wyższą, za tamtą rozmowę. Zimny i próżny, jaki wówczas byłem, zdołałem pójść pod wskazany adres. Okazało się, że odbywał się tam mityng AA. Właśnie tam nawiązałem pierwszy od wielu lat prawdziwie ludzki kontakt z człowiekiem, który potem został moim sponsorem w AA.
Po kilku tygodniach wróciłem do picia i cierpień, które trwały siedem lat. Znowu dzięki Sile Wyższej powróciłem i ostatnio obchodziłem dziesiątą rocznicę trzeźwości na naszym cotygodniowym mityngu AA dla homoseksualistów, tu w moim rodzinnym mieście.
Mój alkoholizm to stara historia, tak jak mój homoseksualizm. Jednym z najwcześniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa jest to, jak pociągałem piwo mojego ojczyma i dopełniałem je wodą, żeby się nie zorientował. Jako nastolatek zacząłem chadzać do barów homoseksualistów. Od samego początku bardzo lubiłem przyjemne uczucie ciepła po wypiciu alkoholu, mimo że zawsze nienawidziłem jego smaku.
Wkrótce jednak popadłem w kłopoty wynikające z picia. Zacząłem używać alkoholu jako podpórki i jako źródła tego uczucia ciepła. Piłem, żeby się nie bać. Nie miałem pojęcia o konsekwencjach, ale dziś widzę, że piłem w chorobliwy sposób od samego początku. Pamiętam na przykład, jak dobry przyjaciel oburzał się na moje picie, kiedy ledwie wkraczałem w dorosłość. Myślałem, że jestem po prostu niezwykły i szukałem odpowiednich partnerów, jak inni na takich spotkaniach homoseksualistów. Lecz dziś wiem, że picie szybko wzięło górę i stało się celem samym w sobie.
Wszystko co miałem przed AA to picie i seks. Mechanicznie używałem ludzi do jednego i drugiego. Wszyscy byli pozbawieni twarzy. Nikt nie był prawdziwy, a najmniej ja sam! Mój sponsor był pierwszym prawdziwym przyjacielem, jakiego miałem od lat. On pomógł mi poczuć się sobą i rozwiać wszelkie moje niepokoje, które miałem w związku z moim homoseksualizmem lub czymkolwiek innym. Tamtego pierwszego wieczoru spokojnie podał mi dłoń jak człowiek człowiekowi i w ten sposób pomógł mi rozpocząć nowe życie.
Dzisiaj uważam, że w AA odnosimy się do siebie, jak w rodzinie. Myślę, że wszyscy w AA, tak homoseksualni jaki heteroseksualni uczestnicy Wspólnoty AA, są moimi braćmi i siostrami. Trzeźwiejąc otrzymujemy szansę tworzenia zdrowych, nowych kontaktów, zastępujących nam dotychczasowe, w których szkodziliśmy sobie i innym. We wspólnocie są ludzie, których poznaję naprawdę, kocham, dzielę się z nimi uczuciami, cierpię, gdy oni cierpią, a nawet niekiedy życzliwie im się sprzeciwiam. Jest to prawdziwe, uczciwe, wzajemne obdarowywanie się. To coś, czego nigdy nie zaznałem w domu.
Cieszę się również, że odczuwam tę szczególną bliskość AA wobec tak wielu ludzi. Jest to coś, o czym poprzednio nigdy nie myślałem, że jest możliwe. W istocie przez całe lata byłem i pozostaję trzeźwy dzięki uczęszczaniu na mityngi grup AA. Dzisiaj znam w AA trzeźwych sadomasochistów i transwestytów. Są tu także ludzie o innych orientacjach seksualnych. Tutaj ważne jest tylko to, że wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy jesteśmy alkoholikami i wszyscy tworzymy jedność.
Nigdy nie ukrywałem, że jestem homoseksualistą ani w AA, ani poza nim. Dla mnie okazało się to słuszną decyzją, lecz wiem, że nic by się nie stało, gdybym tego nie ujawniał. To co, robimy prywatnie, i o czym decydujemy się mówić, nie należy do istoty AA. Nasza Trzecia Tradycja mówi „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”, i to postanowiło o moim uczestnictwie już od pierwszego dnia. Wierzcie mi, że gdyby były jeszcze jakiekolwiek inne wymogi – odszedłbym!
Mam na imię Ed, jestem alkoholikiem (ateista)
Kieruję te słowa do tych alkoholików, którym trudność sprawiają religijne akcenty w programie AA. Tym, którzy nie uznają idei istnienia siły nadprzyrodzonej, chciałbym powiedzieć, że to ludzie wzmacniali mnie zawsze, gdy potrzebowałem pomocy. Przyznaję, że potrzeba mi więcej siły, niż sam posiadam, aby uwolnić się od przymusu picia. Czerpię tę siłę z mocy dobra zgromadzonego w programie AA. Zinterpretowałem częste wzmianki o Bogu w Dwunastu Krokach i wszędzie indziej jako siłę płynącą od innych ludzi. Po półtora roku „prawdziwej trzeźwości” – przez poprzednie trzy lata usiłowałem zrozumieć program AA – uległem wypadkowi. Nie sprowadzam mojego przypadku do kary za popełnione grzechy, ani nie jestem tak próżny, by myśleć, iż bóstwo wybrało mnie na męczennika. Oczywiście ironią losu wydaje mi się fakt, że zostałem inwalidą po osiągnięciu trzeźwości, a nie w okresie pijaństwa. Ale jest to po prostu ironią, niczym więcej. Mam głęboką wiarę w ludzką moralność. Wierzę, że złe odruchy można opanować przyzwoitymi uczynkami. AA wyzwala dobro i ma ono wspaniałą moc. W moim przekonaniu ta suma dobrych uczynków jest Siłą Wyższą. Mówiąc słowami przełożonego unitów *: „W świecie, który utracił, bądź szybko traci, jakąkolwiek przekonującą koncepcję działania Boskiej opatrzności.
* Sekta chrześcijańska uznająca, że Bóg występuje w jednej osobie a nie pod postacią Trójjedności – Boga osobowego kierującego sprawami ludzkimi – nie należy dowodzić, że jedyną alternatywą dla wszechświata przyjaznego ludziom jest nieprzyjazny czyli szatański wszechświat. O wiele bardziej prawdopodobną alternatywą jest neutralny świat, gdzie ludzie żyją, wypracowując zbawienie bez nadziei na niebo i bez przerażenia piekłem. Ludzie mogą zrozumieć, że życie ma wartości nie przez to, że bóstwo tak zarządziło, lecz dlatego, że osiągnięcia ludzi dobrych, współpracujących ze sobą z miłością i szacunkiem do siebie, same w sobie stanowią wartość i nagrodę”. Praktycznie przez ponad dwa lata trzymałem się na uboczu, biorąc udział tylko w kilku mityngach rocznie. Na szczęście moja żona jest zorientowana w zagadnieniu alkoholizmu (dzięki dawnej przynależności do grupy rodzinnej) i miałem możliwość niemal codziennych z nią dyskusji. Obecnie założyliśmy grupę AA, ukierunkowaną na te tematy, która zbiera się co tydzień w moim domu. Nie potrafiłem zaakceptować programu AA ani uzyskać rzeczywistej pomocy, jaką może dać uczestnictwo w AA, dopóki nie dokonałem racjonalnej interpretacji programu. Nadal jestem ateistą, lecz wdzięcznym. Nie chcę zmieniać AA, gdyż pomaga mi takie, jakie jest. Chciałbym tylko, aby skutecznie przyciągało racjonalistów. Ich udział wspaniale może pomóc w rozwoju wspólnoty.
Mam na imię Paul, jestem alkoholikiem (Indianin)
Wychowałem się w małym indiańskim rezerwacie, w jednym z naszych stanów zachodnich. Na moje życie miały wpływ dobre i złe cechy obu kultur. Poraz pierwszy wypiłem w wieku 12 lat, kiedy latem wyprawiliśmy się z przyjacielem do miasta. Kupiliśmy butelkę i znaleźliśmy miejsce do picia. Upiłem się, „urwał mi się film”, pochorowałem się lecz wróciliśmy po następną. Przyjętą zasadą było: „Kiedy pijesz, to po to, żeby się upić”. Dowożono mnie do szkoły państwowej autobusem, gdzie trudno było o alkohol. Nauczyłem się używać substytutów: wąchałem klej, benzynę, naftę, farbę, albo spray do włosów, piłem płyny po goleniu i do płukania ust, tonik do włosów. Zostałem wyrzucony ze szkoły i odesłany do moich dziadków w rezerwacie. Mój dziadek, chociaż niewykształcony, był bardzo mądrym człowiekiem. Powiedział mi, jakie trudności mnie czekają, jeśli nie zdobędę wykształcenia. Napisałem więc do szkoły list z prośbą o danie mi szansy i obietnicą poprawy. Od znajomych, którzy przyjechali do domu na wakacje, dowiedziałem się, że gdy dyrektor otrzymał mój list, zwołał radę uczniowską i przeczytał go przed uczniami.
Kiedy próbowałem zrobić coś właściwego, być może po raz pierwszy w życiu, moi przyjaciele wyśmiali mnie. Zraniło mnie to głęboko i postanowiłem nigdy więcej nikomu nie ufać ani nigdy nie polegać na nikim. Kiedy miałem 16 lat opuściłem rezerwat i wstąpiłem do marynarki wojennej. W domu na przepustce, pierwszy raz doświadczyłem uwięzienia z powodu picia. Zacząłem pić więcej. Miałem więcej pieniędzy i zdawało mi się, że piją wszyscy. Najpierw moimi partnerami do kieliszka byli nowi rekruci, potem koledzy z załogi, a w końcu zacząłem pić sam, czego należało się spodziewać. Bo byłem inny. Kiedy piłem nie było wesoło, żadnych przyjemności, odprężającego towarzyskiego wieczoru z przyjaciółmi. Zawsze były kłopoty, gdy piłem. Przyczyny swoich problemów upatrywałem w fakcie, że jestem Indianinem.
Koledzy na statku opowiadali mi co robiłem w zamroczeniu. Nigdy im nie dowierzałem. Krążyło mnóstwo dowcipów o Indianinie i wodzie ognistej, przezywali mnie Wahaoo. Miałem poczucie winy i utraciłem szacunek do siebie. Zacząłem bać się ludzi, samotności, wszystkiego. W wieku 18 lat znalazłem się na ulicach San Francisco z pięćdziesięcioma centami i biletem w kieszeni na pociąg do Los Angeles, z mniej niż podstawowym wykształceniem i mniej niż honorowym zwolnieniem z marynarki wojennej. Stwierdziłem, że znalazłem się w tej sytuacji dlatego, że jestem Indianinem zmuszonym do życia w świecie białych. Przez pewien czas „szlifowałem bruk”, żebrałem, nie pijąc przez większość tego czasu. Pewnej nocy, gdy byłem na Central Street w Chicago, obok mnie zmarł człowiek w delirium i konwulsjach.
Pomyślałem wówczas, że powinien był wykazywać więcej rozsądku i nie pić tyle. Gdyby nie łaska Boża, nie osiedliłbym się w tym mieście, gdzie mieszkam do dziś. Byłem zatrzymywany, gdyż byłem nietrzeźwy przy czterdziestu różnych okazjach. Tutaj również ożeniłem się. Wśród wszystkich dobrych zdarzeń, jakich doświadczyłem w moim życiu, jednym z najważniejszych jest wpływ mojej żony na mnie. Dowiedzieliśmy się o AA z artykułu w gazecie. Zadzwoniliśmy i zostaliśmy zaproszeni na pierwszy mityng AA. Ci ludzie wywarli na mnie wielkie wrażenie, a Wielką Księgę studiowałem przez siedem miesięcy. Jednak w głębi duszy nie byłem gotowy. I wówczas stało się – doświadczyłem najgorszego zapicia, jakie kiedykolwiek przydarzyło mi się i zarazem najpiękniejszego, bo było ostatnie. Przeżyłem uczucie strachu i winy największe w moim życiu. Zawiodłem moją grupę, zawiodłem moją żonę, zniszczyłem wizerunek, stworzony przeze mnie. Lecz przyszła mi do głowy myśl, jasna i świadoma: „Jedyną osobą, którą zawiodłeś, jesteś ty sam”. Wróciłem więc i zacząłem od nowa. Wódz Joseph z szczepu Nez Perce spojrzał na swój lud i zobaczył, że jest zziębnięty, wynędzniały, osamotniony, bezdomny i pokonany. Powiedział: „Nie możemy żyć tak jak dotychczas. Musimy zacząć nowe życie. Weźcie to, co najlepsze u białego człowieka i to, co najlepsze u czerwonoskórego i z tym rozpocznij cie nowe życie”. Stanąłem przed drzwiami sali mityngów Anonimowych Alkoholików pełen poczucia lęku, winy, skruchy, wstydu i porażki. Drzwi zostały dla mnie otwarte i zaproszono mnie do środka. Mój umysł przejaśnia się i przypominam sobie nauki moich przodków; wtedy wierzę, że znalazłem to co ma najlepszego do przekazania czerwonoskóry. Dziś mam przyjaciół, program Anonimowych Alkoholików i wspaniałą żonę. Czuję że znalazłem to, co ma najlepszego do przekazania biły człowiek.
Mam na imię Diana, jestem alkoholiczka (piętnastolatka)
Kiedy pierwszy raz przyszłam do AA, nie mogłam być alkoholiczką. To nie możliwe w wieku 14 lat! Pierwszy raz piłam w wieku sześciu łat. Jako jedyna dziewczynka z trojga rodzeństwa i jako najmłodsze dziecko, mogłam robić, co mi się podobało. Dzisiaj uważam, że byłam alkoholiczką od pierwszego kieliszka, ponieważ z tą chwilą ustawiłam swoje życie według alkoholowego modelu. Żyłam w lęku przed dniem, w nienawiści, pretensjach, w świecie marzeń. Marzyłam, że mam sześć szaf pełnych ubrań i wszystkie dziewczyny mi zazdroszczą. W rzeczywistości byłam gruba, apodyktyczna i zazdrosna. Nienawidziłam matki, bo dawała mi klapsy i nie pozwalała mi chodzić bez koszuli, jak chłopaki. Wyprowadziliśmy się z miasta, w którym się urodziłam, zanim rozpoczęłam czwartą klasę. Byłam naprawdę samotna. Nie miałam przyjaciół, ani nie potrafiłam nawiązać przyjaźni. Wtedy spotkałam rówieśników, którzy palili, pili i brali narkotyki.
Rodzice błagali mnie, bili, przekonywali. Ale do cholery! – byli ludźmi, którzy mieli mnie, a nigdy nie chcieli. Jedynymi, którzy wpędzili mnie w te wszystkie lata nieszczęść. Przyszedł czas odpłacić im – stwierdziłam. Zaczęłam brać narkotyki i pić. Moje uczucie litości nad sobą osiągnęło szczyt. Alkohol i narkotyki pozwalały mi je uśmierzyć. Ach, to było niesamowite! Seks też stał się bardzo ważny, ponieważ pragnęłam miłości. Dużo miłości! Myślałam, że stosunki rodzinne są moim problemem, więc zaczęłam chodzić do poradni, kościołów, psychoanalityków. Nie i pomogło no i wróciłam do alkoholu. Zawsze chciałam gdzieś należeć. Wszystko, co jakaś grupa kazała mi zrobić, robiłam. Jednak nie podobało mi się to i zawsze odchodziłam. Moje dno przyszło i powaliło mnie. Nie zeszłam niżej i odbiłam się od niego. Skontaktowałam się z AA przez znajomą narkomankę. Ona po prostu szukała jakiegoś zajęcia, więc nie zagrzała tam miejsca za długo. Ja zostałam. Spodobała mi się miłość, jaką mi tu okazano.
Potrzebowałam jej. Zostałam pijąc pragnąc być tu, wewnątrz, a nie na zewnątrz. W końcu, po jedenastu miesiącach, zaczęłam „przerabiać” program. Wszystko zaczęło się zmieniać i to było naprawdę piękne. Moje stosunki z rodzicami i z innymi ludźmi są teraz wspaniałe. Miłość, którą otrzymuję, przekazuję innym alkoholikom, którzy jeszcze cierpią. Bóg-mój Bóg – jest bardzo cierpliwy. Dzięki mu za to. Chudnę teraz i czuję się świetnie (ważyłam 90 kilogramów). Starsi ciągle spoglądają na mnie badawczo, ale ja wiem, że jestem alkoholiczką oraz co to dla mnie oznacza. Czasem czuję się odrzucona, bo młodzież w naszej grupie to głównie małżeństwa i spotykają się często beze mnie. Jeśli Bóg zechce to za około cztery lata też wyjdę za mąż i wówczas będę pamiętać, aby zapraszać i tych młodych, którzy są samotni. Mój ojciec nadal pije, lecz muszę pozwolić, aby sprawy toczyły się naturalnym biegiem tak, jak chce tego mój Bóg. Może kiedyś Bóg znajdzie i jego. Jestem alkoholiczką i za dwa miesiące ukończę 16 lat.
Mam na imię Michael, jestem alkoholikiem (ksiądz)
Jestem księdzem rzymskokatolickim, duszpasterzem z tytułem prałata. Jestem też alkoholikiem. Kilka miesięcy temu obchodziłem rocznicę święceń kapłańskich. Miesiąc wcześniej obchodziłem ważniejszą rocznicę – cztery lata w AA. Dlaczego mówię, że moja rocznica w AA jest ważniej sza od rocznicy święceń kapłańskich? Ponieważ poprzez AA moja Siła Wyższa, Bóg, nie tylko uratował mi życie i przywrócił zdrowie, lecz również dał mi nowy sposób na życie i niezmiernie wzbogacił moje kapłaństwo. Dziś, dzięki Bogu i AA, uczciwie i szczerze – mimo przeciwności – dążę do tego, aby wypełnić moje powołanie w sposób zgodny z zamiarem Boga. Trzeźwość powinna być w moim życiu najważniejsza. Bez trzeźwości wróciłbym natychmiast do takiego życia, jakie wiodłem w ostatnich latach picia – życia człowieka, który widzi, że schodzi tylko w dół. Uważam, że pracowałem dla przyjemności pracy jako takiej, intensywnie poszerzając swe zajęcia w wielu kierunkach, wszystko po to, ażeby odwrócić uwagę od mego wewnętrznego ja. Alkohol był nagrodą za wytężone wysiłki. Łatwym usprawiedliwieniem „mocno pracuję, mocno się bawię” próbowałem tłumaczyć picie, lecz stawało się coraz częstsze i coraz dłuższe, powodowało absencję, kłamstwa, nieuczciwość oraz nieobowiązkowość. Nękany powtarzającymi się uczuciami wstydu, winy i przygnębienia, szukałem pomocy wśród lekarzy i księży – bez skutku. Próbowałem medytacji, wypoczynku, zmieniałem miejsca pobytu. Nic nie pomagało. Ogarnęło mnie zniechęcenie i rozpacz. W ten sposób życie motywowane przedtem wzniosłymi ideami, wielkim entuzjazmem, teraz niemal zamknęło się całkowicie w kręgu: butelka – i ja sam. Oto kapłan, sługa Boży, skłaniał się przed innym mistrzem – alkoholem. Wówczas, gdzieś w głębi siebie, osnutej ciemnościami, tracąc nadzieję i czując bezradność, wołałem o pomoc. Teraz dopiero byłem gotów za wszelką cenę osiągnąć trzeźwość. I Bóg usłyszał moje wołanie i dał mi odpowiedź. Po okresie leczenia szpitalnego poszedłem na pierwszy mityng AA. Związałem się wtedy z grupą księży alkoholików i regularnie uczęszczałem na te mityngi. Chodziłem też na otwarte i zamknięte mityngi grupy świeckiej. Słuchałem bez uprzedzeń. Uaktywniłem się w działaniu. Spędziłem ponadto sześć miesięcy na leczeniu psychiatrycznym. Codziennie, dzień po dniu, tylko dzisiaj, tylko godzinę, powstrzymywałem się od pierwszego kieliszka. Sugestie AA wyznaczyły drogę mojego życia. Spostrzegłem, że trwam w trzeźwości, paradoksalnie, gdy pomagam innym ją osiągnąć.
Jestem odpowiedzialny za to, by gdy ktokolwiek, gdziekolwiek woła o pomoc, była do niego wyciągnięta, pomocna dłoń. To, co za darmo otrzymałem, za darmo powinienem oddać. Jednego jestem pewien: dzisiaj wolą Boga jest, wobec mnie, abym pozostał trzeźwy 24 godziny. O resztę troszczy się On. Jeśli będę trzymał się tej drogi, wyznaczonej przez AA drogi życia, dzień po dniu, przez resztę mojego życia, to modlę się (uważając jednak, abym nie chciał tego wyłącznie z samolubnych powodów) i ufam, że łaska Boga przez Jego miłosierdzie uczyni mnie takim sługą, którego On chce mieć.
Mam na imię Mary, jestem alkoholiczka (lesbijka)
Jestem alkoholiczką, mam 27 lat, jestem kobietą.
Jestem homoseksualistką. Trwałam w trzeźwości, w cudownej Wspólnocie AA od 17 miesięcy i po raz pierwszy od lat zaczęłam uśmiechać się, śmiać i naprawdę troszczyć o innych. Po dziesięciu latach picia, życia w strachu, samotności i rozpaczy, dotarłam pod drzwi mojego pierwszego spotkania z AA. W pierwszych miesiącach trzeźwości starałam się postępować zgodnie z zaleceniami. Chodziłam na wiele mityngów AA, uczęszczałam stale na jedną z grup i znalazłam sponsorkę, której trzeźwość szanowałam. Lecz przez cały czas żyłam w lęku – lęku, że się ujawni mój homoseksualizm, lęku że odtrącą mnie współuczestnicy AA, lęku że zostanę sama, by w samotności zwalczać swą chorobę alkoholową. Ten lęk doprowadził mnie tak blisko pierwszego kieliszka, że stwierdziłam iż nigdy nie zdołam osiągnąć trzeźwości, której tak oczekiwałam. Stałam się nieufna wobec przyjaciół z AA. Moje obawy i lęki okazały się większym problemem niż alkoholizm. Pewnego razu usłyszałam od prowadzącego pytanie: „Czy jesteście gotowi zrobić wszystko, aby osiągnąć trzeźwość?” Czy byłam gotowa? Kto zrozumie moją sytuację? Komu mogę zaufać? Zdesperowana poszłam do mojej sponsorki. Spłakana, spocona, rozdygotana, z wielkim bólem wydobyłam z siebie moją tajemnicę. Siedziałam oczekując na zdanie lub gest wyrażający potępienie. Moja sponsorka uśmiechnęła się życzliwie i powiedziała, że jest również, jak ja alkoholiczką i spróbuje mi pomóc. Każdego wieczoru dziękuję mojej Sile Wyższej za ten program, który pozwolił mi zachować życie. Program pierwszeństwa zasad przed osobistymi ambicjami. „Jedynym warunkiem przynależności do AA, jest pragnienie zaprzestania picia”, jak mówi Trzecia Tradycja i dla każdego potrzebującego pomocy, jest miejsce. Jest tu i dla mnie miejsce. Myślałam, że jestem wyjątkowa, że na tym świecie nie mam gdzie szukać pomocy. Lecz dzięki AA odnalazłam drogę do pełnego, szczęśliwego życia.
Mam na imię George, jestem alkoholikiem (Żyd)
Jakiś czas temu w nowojorskim metrze pojawił się pomalowany czterema jaskrawymi kolorami plakat, na którym przedstawiony był typowy Irlandczyk – policjant, zabierający się do smakowitej, wykwintnej kanapki z żytniego chleba LeViego, podpisany: „Nie musisz być Żydem, by lubić chleb Leviego”.Gdy przeminęło kilkanaście stacji metra, a w mojej głowie zazębiły się zardzewiałe przekładnie, cała sprawa tego Irlandczyka – policjanta z reklamy (teraz już w mojej wyobraźni stał się on katolickim, irlandzkim policjantem o nazwisku OiToole, z ostrym akcentem, czternaściorgiem dzieci i babką w Kilkenny) odwróciła się do góry nogami. Pewnego wieczoru w trakcie rozmowy z najbliższym przyjacielem z AA (jego imięjest tak irlandzkie, że dla zachowania jego anonimowości pominę tu inicjały), po otwartym mityngu AA, na którym kobieta i dwaj mężczyźni zabierający głos mieli taki akcent, jak postacie za sztuki autorstwa Lady Gregory wystawionej przez Abbey Theater, wpadłem na wspaniały pomysł. „Z własnej kieszeni – powiedziałem przyjacielowi – zapłaciłbym tej agencji reklamowej za plakat do rozprowadzenia we wszystkich grupach AA w naszym rejonie. Przedstawiałby moje zdjęcie w pełnym kolorze, jak ewidentnie pijany ciągnę z butelki whisky. Pod tą fotografią moich rysów nazwanych kiedyś przez przyjaciela «twarzą Abrahama* dałbym podpis: «Nie musisz być Irlandczykiem, żeby być alkoholikiem”. Mit, że niewielu Żydów jest alkoholikami, przynajmniej według mojego doświadczenia, jest wyssany z palca. W moim mieście, gdzie mieszka więcej Żydów, niż w całym państwie Izrael, ich obecność na mityngach AA odpowiada oczekiwaniom: stanowią do 50% wielu grup w tej części kraju, są też zgromadzeni w innych grupach, a wielu z nas znajdziecie nawet na mityngach w dzielnicach, gdzie mieszka niewielu Żydów. Innym mitem jest to, że tradycja popijania towarzyskiego i ostrego pijaństwa, nigdy nie istniała wśród Hebrajczyków, i stąd Żydzi pozbawieni są tego specjalnego „czegoś”, co przekształca pijaka w alkoholika. Nonsens! Język jidysz zna świetny termin na picie – „sziker” – i gdy używa się go jako rzeczownika „ten sziker”, każdy Żyd w mieście wie, o czym mowa! Poważnie mówiąc myślę, że my Żydzi alkoholicy, szczególnie mocno ulegamy skłonności do nadmiernej drażliwości na punkcie naszego żydostwa, mimo iż pokrywamy ten czuły punkt obojętnością – słynnym semickim wzruszaniem ramionami. Ta cecha może powstrzymać wielu nieszczęśliwych Żydów od udziału w naszej wspólnocie, na ich nie szczęście i ku naszej stracie. Myślę tutaj o znajomej dziewczynie, pogrążonej w zadawaniu sobie tortury postępującego pijaństwa. Moja żona (również w AA) i ja przez blisko dwa lata usiłowaliśmy wprowadzić ją w program AA. Wszystkie jej racjonalizacje sprowadzają się do jednego zdania: „Sympatyczne Żydówki nie są alkoholiczkami”. Zapewne – Ruth – wiele sympatycznych Żydówek nie jest alkoholiczkami. Lecz to samo można powiedzieć o „sympatycznych Żydach”, „sympatycznych luterankach”, „sympatycznych metodystkach”, „sympatycznych Włoszkach”, „sympatycznych dziewczynach z Vassar”, czy po prostu o „sympatycznych dziewczynach” bądź „sympatycznych chłopcach”. Nie ma nic „sympatycznego” dla alkoholika w zmaganiach z tą chorobą, W AA nie stanowi dla nas różnicy, na ile sympatyczny jesteś swoim zdaniem, ani czy jesteś żydem, chrześcijaninem, muzułmaninem, itd. Co prawda większość naszych mityngów kończymy modlitwą „Ojcze Nasz”, ale nawet ateiści nieczęsto sprzeciwiają się tej formie.
Prowadzący zwykle mówi: „Niech wszyscy, którzy tego chcą, odmówią wraz ze mną modlitwę «Ojcze Nasz»”. Kiedy byłem w „ciągu”, nie byłem Żydem, Amerykaninem, mężczyzną. Byłem tylko pijakiem, nie kochającym nikogo, nie szanującym nikogo i nie szanowanym przez nikogo, a najmniej przez siebie samego. Nie, Ruth, nie „musisz być Żydówką”. Ale może ci to pomóc. Myślę, że mnie to pomogło zaakceptować prawdę, że jestem uczestnikiem jednej z wielu grup mniejszościowych, i dziś jestem trzeźwy, dzięki Bogu moich ojców i dzięki ludziom wszelkiego rodzaju, którzy są Anonimowymi Alkoholikami.
Moje imię jest znane, jestem alkoholiczka (gwiazda filmowa)
Na początku mojej zawodowej kariery, imałam się każdej pracy na tyle, by starczyło mi na wyżywienie i komorne, podczas gdy w wolnym czasie uczyłam się aktorstwa. Picie nie było w tamtych czasach ważne. Potem przyszedł sukces pierwszego filmu i wszystko się zmieniło. Był to skok, po którym nagle wszyscy stawni ludzie, znani mi dotąd tylko ze słyszenia, zaczęli zwracać się do mnie po imieniu i nalegać, abym przyszła na ich party, umówiła się na lunch, albo spotkała się z nimi w „Z1” w Cannes czy Wenecji. Niemal na samym początku padało pytanie – czego się napijesz? Czasem wypijałam za dużo, lecz tak robi mnóstwo ludzi. Zwykle nie piłam w czasie kręcenia filmu, a wyłącznie przy okazji świąt i krótkich wakacji między jednym filmem a drugim. Ale stopniowo przekonałam się, że kiedy późno wracam do domu, po całym dniu pracy w studio, „sznaps” i pigułka pomagają mi zasnąć. Pewnego strasznego poranka nawymyślałam charakteryzatorowi, że się guzdrze. Przyjrzał mi się długo i uważnie, zanim powiedział: „Chyba się starzeję moja droga. To niemożliwe, żeby te kółka pod twoimi oczami stawały się coraz większe – nieprawdaż?”. To był wstrząs, lecz kiedy to przemyślałam, zdecydowałam, że widocznie potrzebuję odpoczynku. Przy każdym następnym kryzysie stosowałam podobnie łatwe lekarstwo – nowa dieta, inny rodzaj pigułek, nowy mężczyzna, więcej pracy lub krótki pobyt w ośrodku wypoczynkowym. Największy wstrząs przyniosła mi notka w kronice towarzyskiej, zaczynająca się słowami: „Która z pań w Hollywood sprawia reżyserowi i producentowi najwięcej kłopotów spóźnialstwem, nerwami i zapominaniem roli?”. To była anonimowa notka, nie podano, o kim mowa, lecz szczegóły w niej zawarte wskazywały niedwuznacznie na mnie. Tak się wściekłam, że urżnęłam się potężnie i wylądowałam po raz pierwszy w szpitalu, oczywiście z winy dziennikarza.
Przyjęto mnie pod przybranym nazwiskiem, ale już po dziesięciu minutach wrzeszczałam na pielęgniarkę – „Wiesz, kim ja jestem?” i powiedziałam jej. W szpitalu, gdy byłam naszpikowana lekarstwami po uszy, przyszły do mnie dwie kobiety z AA. Podejrzewałam, że są one pod wrażeniem mojej sławy, przynajmniej w takim stopniu, jak ja sama. Wysłuchałam je wdzięcznie, lecz tylko raz. Nie chciałam więcej żadnych rozmów z takimi słodkimi apostołkami dobra, jak one. Mój menedżer i przyjaciele przyznali mi rację. Twój przypadek jest inny – orzekli. Całymi latami ochraniali mnie przed konsekwencjami mojego własnego postępowania. Sądzę teraz, że to przedłużyło moją chorobę, lecz nie winie ich za to. Robili to co ich zdaniem było dla mnie najlepsze i czego ja od nich chciałam. Wtedy dostałam propozycję zagrania głównej roli. Nie piłam to prawda, ale za to brałam masę różnych pigułek. Odbyliśmy trzy serie zdjęć próbnych. Gdy ogląda się poszczególne ujęcia, to można poznać, że jednego razu byłam na środkach pobudzających, drugiego zaś, na uspokajających, a trzeciego na własnego pomysłu mieszance halucynogennej. Później oferty po prostu przestały przychodzić. Miałam złą sławę wśród pracodawców w teatrze i filmie. Na skutek nalegań przyjaciela poszłam do psychiatry, wspaniałej kobiety o wielkiej wiedzy w dziedzinie alkoholizmu, jak to wiem teraz. Pod powłoką moich pretensji skrywałam prawdziwy lęk i potrzebę uzyskania pomocy. Dawno temu poddałam się standardowym hollywoodzkim badaniom psychiatrycznym, ponieważ było to modne i wielu z nas stwierdzało, że pomagają one w aktorstwie. Ale kobieta psychiatra z Nowego Jorku miała inne podejście. Już zaczynałam ją lubić i ufać jej, gdy bomba wybuchła: chciała, abym chodziła do AA i na terapię grupową. Nie mogłam sobie wyobrazić siebie w AA, czy jakiejś innej grupie. Co ludzie powiedzą? A jednak byłam przerażona, czułam że grozi mi koniec. Więc uczestniczyłam, nieszczęśliwa, w kilku mityngach AA, w peruce, okularach i wymykałam się przed zakończeniem. Na sesjach terapii grupowej tłumaczyłam, że charakter mojej pracy wymaga udziału w przyjęciach, w dobrych restauracjach, przy winie i że często załatwiam sprawy zawodowe z ważnymi osobami przy elegancko zastawionym stole w moim francuskim zamku, sławnym ze swych piwnic. W tych szczególnych okolicznościach, powiedziałam, takie kulturalne picie jest naprawdę zawodową koniecznością. Ktoś popatrzył na mnie ze zdumieniem i powiedział: „Bzdury wygadujesz”. Zapadła długa cisza. Uśmiechałam się z wysiłkiem. „Przynajmniej te biedne patałachy w AA nie są głupie” – ciągnął dalej. „Są dość rozgarnięci, żeby stwierdzić, że mają problem z alkoholem i zacząć coś z tym robić. A ty przed chwilą mówiłaś tak, jakbyś nie miała już ani odrobiny rozumu, ani odwagi”. Odczekał, aż to we mnie wsiąknie, a potem dodał łagodnie: – „Lecz ufam, że nie brak ci ani jednego, ani drugiego. Czy nie chcesz poczuć się lepiej, być szczęśliwa?” Doznałam szoku i pobudziło to nieco mój rozsądek. On miał rację. Niezależnie od tego, co myślałam o ludziach w AA, z pewnością wiedzieli oni, jak trwać w trzeźwości, czego ja nie wiedziałam. Od tamtego czasu, jak sądzę, to moje „jakby” zmieniło się w bycie naprawdę. Nie muszę już grać w AA, wiem że jestem jeszcze jedną kobietą zdrowiejącą z alkoholizmu. Tak, były trudne chwile. Trzeba było nieco czasu, aby inni AA zobaczyli we mnie alkoholiczkę, taką jak oni. Początkowo niektórzy byli olśnieni wizerunkiem gwiazdy filmowej, który im się kojarzył z moim nazwiskiem (podpórka, bez której teraz już mogę żyć), niektórzy prosili mnie o autografy. Dla mego własnego dobra nauczyłam się nie pozwalać wzrastać memu ego dzięki okazywanej mi uwadze (i tak jest ono wielkie) i nie złościć się z tego powodu. Staram się uparcie być miła i skierować tok rozmowy na sprawy AA. To znakomicie pomaga, na całym świecie. Kiedy pełnię ochotnicze dyżury w jednym z naszych biur kontaktowych, pomaga to nawet w pracy z nowicjuszami poszukującymi pomocy. Czasami ktoś z nich pyta „Nie jesteś czasem…?” Odpowiadam wtedy: „Tak jestem, lecz jestem też alkoholiczką, pracującą nad powrotem do zdrowia z tej choroby”. Moja kariera rozkwitła, przynosząc parę nieoczekiwanych zakrętów, a nawet nowe sukcesy. Czuję się dzisiaj lepiej niż kiedykolwiek na przyjęciach w Hollywood, czy też popijając wodę mineralną Peniera w paryskiej restauracji. Przy okazji zauważyłam, jak wiele osób nie pije alkoholu, albo przynajmniej nie w taki sposób, jaki przypisywałam wszystkim artystom. Pewnego wieczoru obejrzałam w telewizji film nakręcony ze mną w Europie w najgorszych czasach pijaństwa. Robiłam do niego anglojęzyczną ścieżkę dźwiękową w Nowym Jorku już w rok po wytrzeźwieniu w AA. Oglądając go zaśmiewałam się nerwowo, bo widziałam chwiejną, pijaną grę, a słyszałam siebie doskonale trzeźwą. Na trzeźwo jestem dużo lepsza w pracy.
Mam na imię Phil, jestem alkoholikiem (niskie dno)
Wystraszony, arogancki, wybuchowy, pełen pretensji do ludzi, Boga i świata (ajednak skrycie żywiący nadzieję, bo może ci dziwni ludzie, głoszący, że znaleźli sposób na zaprzestanie picia, mogą mi pomóc) – taki byłem ponad siedem lat temu na pierwszym mityngu AA. Wystraszony byłem dlatego, że lata picia i złudnych urojeń, doprowadziły mnie do strachliwej egzystencji nędzarza żebraka, głodu alkoholowego i spania w bramach. Śmierdziałem. Nie miałem ubrania na zmianę i tak naprawdę wcale nie chciałem go mieć. Wszystko straciłem, przepiłem. Posadę nauczyciela plus sto innych, które miałem. Nie zostało mi nic, dla czego miałbym żyć, ale bałem się też umierać.
Moja arogancja opierała się na silnym przekonaniu, że jestem lepszy od wszystkich wokół. W końcu byłem utalentowanym pisarzem, nieprawdaż? Od lat nie napisałem ani jednej nadającej się do przeczytania linijki tekstu, lecz myślałem, że moje dzieła nie zostały opublikowane, bo mnie nie rozumiano i dyskryminowano. W ten sposób upływało mi całe życie. Nigdy to nie było przez nikogo zrozumiane. Nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić tego uczucia dręczącego moją świadomość, cierpienia i samotności, wypełniającego mą duszę. Byłem czarny i bystry, a świat mnie za to stałe odrzucał. Nienawidziłem tego karzącego świata oraz jego Boga. Mój gniew był wszechogarniający i tylko dlatego, że ból i choroba, mimo wszystko, go przewyższały byłem w stanie usiedzieć na pierwszym mityngu w grupie czystych, najwyraźniej szczęśliwych, w większości białych facetów, nazywających siebie alkoholikami. Dali mi kawy i zebrali się wokół mnie. Byli na tyle uczciwi, aby nie udawać, ze nie widzą jak mi się trzęsą ręce. Smiali się i mówili, że to przejdzie. Słuchałem ich z trudem. Powiedzieli, że alkoholizm jest chorobą fizyczną, psychiczną i duchową, chorobą nieuleczalną, lecz którą można zatrzymać powstrzymując się od pierwszego kieliszka i wrócić do zdrowia. Wszystko to przełknąłem z wdzięcznością, gorączkowo, jak umierający z pragnienia. A jednak były krople goryczy w tej wodzie, nękająca wątpliwość, czy mi to pomoże? W końcu, w odróżnieniu od tych ludzi, zostałem skazany przez społeczeństwo na wegetację czarnego, nędznego popychadła. Leczenie na oddziałach psychiatrycznych wielu szpitali utwierdziło moje wcześniejsze podejrzenia, że moje ostre pijaństwo było spowodowane niezdolnością przystosowania do wrogiego świata, w którym zmuszony byłem żyć. Religia prześladowała mnie od dzieciństwa, stwarzała więcej lęków i zakazów, a tym samym więcej powodów do picia. Słowo Bóg widniało na ścianach sali mityngów, ulokowanej w kościele, a ja poważnie wątpiłem, czy ci pobożni, biali, zamożni alkoholicy mogą mieć jakiekolwiek pojęcie o ciężkich problemach, które zmusiły do picia wyjątkowo błyskotliwego, czarnego ochlapusa. Po wielu mityngach doszedłem do pewnych podstawowych zasad, które nie tylko uratowały mi życie, ale stopniowo odmieniły je. Nauczyłem się, że wszyscy my alkoholicy, niezależnie kim jesteśmy i skąd przychodzimy, pijemy tak jak pijemy, z jednego zasadniczego powodu – naszego alkoholizmu.
Chorujemy na chorobę, która nie pozwala nam przestać pić, gdy wychylimy pierwszy kieliszek. Nasza choroba ma charakter głęboki i postępujący, atakuje ciągle psychiczną i duchową tkankę naszej osobowości. Musimy dbać o trwałe zatrzymanie jej rozwoju poprzez realizację programu AA, jeśli pragniemy osiągnąć i utrzymać trzeźwość. Korzyści wynikające z trzeźwości są znaczne i podobnie rozwijają się z czasem, jak choroba, której przeciwdziałają. Najważniejszą dla mnie korzyścią jest uwolnienie się od rodzącego lęk więzienia własnej wyjątkowości.
Mam na imię Jim, jestem alkoholikiem (wysokie dno)
Byłem jednym z tych pijaków, którzy nigdy nie oglądali więzienia od środka, ani też nigdy nie byłem legitymowany za jakiekolwiek wykroczenia, które mógłbym wiązać z alkoholem. Nigdy nie leżałem w szpitalu z żadnego powodu. Picie nie pozbawiło mnie pracy, ani żony. Moje ulubione zdanie brzmiało: „Mogę rzucić picie, kiedy tylko zechcę”. Doszedłem do punktu, w którym zacząłem w to wierzyć. Potrafiłem rzucić picie w okresie Wielkiego Postu, z wyjątkiem ostatniego razu, tuż przed wejściem w program AA. Wierzyłem, że Bóg w przyszłym życiu ukarze mnie bardziej, jeśli nie odpokutuję swoich grzechów w jakiś sposób, tu na ziemi. Powstrzymanie się od picia alkoholu było najsurowszą pokutą, jaką znałem. Pełna determinacja, upór, siła woli i egotyzm pomagały mija odbyć. Upór był częścią mojej natury. Kiedy coś postanowiłem, to ani ogień piekielny, ani powódź nie mogły mi przeszkodzić. Wiele razy w czasie Wielkiego Postu, żona zachęcała mnie do picia, ponieważ niepijący stawałem się bardzo uciążliwy dla niej i dzieci. Wszyscy moi przyjaciele wiedzieli, że zawsze rzucam picie W okresie Wielkiego Postu. Ich nieszczere zachwyty pomagały mi przetrzymać wszystkie te dni i noce. Strach o to, co mogli powiedzieć czy pomyśleć w razie mojej porażki utrzymywał mnie w abstynencji do Wielkanocy.
Żyłem pochlebnymi uwagami żon moich pijących kumpli: „Och, jakbym chciała, żeby mój Jack, (bądź Torn, czy Steve) potrafił tak przestać jak ty”. A moja żona zapewne myślała: „Gdybyż one Wiedziały, ile mnie kosztuje jego trzeźwość”. Byłem także najzdolniejszym facetem na świecie, w firmie dla której pracowałem, w działach, w których pracowałem i w domu, jako głowa rodziny. Miałem tylko jeden problem, który był nieco trudny do pojęcia, nie tylko do rozwiązania. Często, po przebudzeniu się rano, gdy czułem się rozbity i chory, mówiłem i obiecywałem sobie, że już więcej nie będę taki głupi, Więc dlaczego potem robiłem to samo i znowu byłem głupi? Dlaczego nie mogłem poprzestać na jednym czy dwóch kieliszkach, jak niektórzy moi znajomi? Dlaczego niemal zawsze myślałem o alkoholu, w taki czy inny sposób? Dlaczego nie mogłem zasnąć dopóki nie byłem przynajmniej na wpół „gotowy”? Co zrobię z czasem, jeśli rzucę picie? Co ludzie powiedzą lub pomyślą, jeśli rzucę? Co powiedzą klienci? Co będzie z Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem i moimi urodzinami, bez alkoholu? Jak to się dzieje, że nie mogę rzucić, kiedy tego chcę, podczas gdy zawsze mówiłem, że mogę? Jak to się dzieje, że tyle kłamię? Byłem zmęczony kłamaniem. Byłem zmęczony usiłowaniem, by być kimś innym. Raniła mnie myśl, że jestem uzależniony od alkoholu, jak narkoman od narkotyku. Pewnego pięknego, sobotniego popołudnia W lipcu, kiedy miałem 34 lata, wygadałem się księdzu, że to chyba alkohol jest źródłem moich kłopotów. Nigdy przedtem nikomu nie wyznawałem niczego podobnego. Ksiądz poradził mi spróbować w AA. Myślę, że jedną z niezwykłych, a zarazem prostych spraw w AA, jest to, że nie musiałem rzucać picia, w takim sensie, w jakim rozumiałem rzucanie zanim „kupiłem” aowski program. Myślę, że jeśli zakładałby on rzucanie picia, tak je kiedyś rozumiałem, to nie byłbym dzisiaj trzeźwy. AA uczy jak żyć bez alkoholu, jak nie jest on nam potrzebny i jak powiększa on nasze problemy. Absolutnie naturalną rzeczą, dla Wielu z nas, jest dziękować innym ludziom, za to co się otrzymuje. Dlatego też dziękuję za najwspanialszy prezent, jaki mogłem otrzymać – 24 godziny trzeźwości.
Mam na imię Jane, jestem alkoholiczka (agnostyczka)
Rodzice dali mi wiarę, którą później utraciłam. Nie, nie była to wiara religijna, mimo że poddana byłam naukom dwóch sekt. Nie narzucano mi żadnej z nich, po prostu odeszłam z nudy, a moja krucha, powierzchowna Wiara w Boga rozwiewała się, gdy tylko próbowałam się nad tym głębiej zastanowić.
To, co dali mi rodzice, zarówno przez miłość do mnie, jak i przez poszanowanie mojej indywidualnej odrębności i prawa do samodzielnego wyboru, to była wiara w ludzi.Gdy się usamodzielniłam, wciąż jeszcze miałam uczucie, że jestem otoczona życzliwą opieką. Szefowe odnosili się do mnie, jak uprzejmi nauczyciele. Paradoksalnie, mój szczęśliwy los czasami mnie nużył. „Co to jest?” – pytałam siebie. „Wywołuję instynkty rodzicielskie”. Bo był we mnie element walki z własną wiarą w ludzi. Była to szalona, wyniosła durna oraz pożądanie całkowitej niezależności. Wobec rówieśników zawsze byłam niezmiernie nieśmiała i nawet wówczas prawidłowo tłumaczyłam sobie to zjawisko, jako objaw egotyzmu, że inni nie potwierdzą mojego wysokiego wyobrażenia o sobie. To Wyobrażenie oczywiście nie dotyczyło mnie jako pijaczki. Często podejrzewam, że durna niszczy tak samo wielu alkoholików, jak i sarn alkohol. Prosić o pomoc? Co za pomysł! Nadszedł dzień, kiedy moja durna została zmiażdżoną (chwilowo) i rzeczywiście poprosiłam o pomoc obcych ludzi. Lecz durna, wzrastająca wraz z poprawą stanu zdrowia, zniweczyła dwie moje pierwsze próby zbliżenia się do AA. Po kolejnym niepowodzeniu w usiłowaniu kontrolowanego picia, przekonałam się wreszcie do swojej bezsilności i przystąpiłam do AA na serio. Szczęśliwie znalazłam się w grupie przerabiającej na mityngach zamkniętych 12 Kroków. Większość jej uczestników miała własne koncepcje swego osobistego Boga. Otaczająca mnie tam atmosfera wiary była tak wyraźna, że czasami mało brakowało, abym włączyła się w nią. Nigdy mi się to nie udało, za to każda dyskusja odkrywała przede mną nowe głębie znaczenia Dwunastu Kroków. W drugim kroku „Siła Większa od nas” oznaczała dla mnie AA, ale nie tylko tych uczestników, których znałam. Oznaczała nas wszystkich, wszędzie, dzielących się swoimi troskami i w ten sposób tworzących duchowe źródło, mocniejsze od tego, jakie mógłby zapewnić oddzielnie każdy z nas. Trzeci Krok na początku był dla mnie sposobem, dzięki któremu odczuwałam we wczesnym okresie trzeźwości nieskacowane poranki, siedząc przy oknie w dniach, które zawsze wydawały się słoneczne, nie mając określonych perspektyw pracy a mimo to czując się absolutnie szczęśliwa i ufna. Potem ten Krok stal się radosną akceptacją mojego miejsca na ziemi. Nie Wiem Kto lub Co kieruje całym „przedstawieniem”, lecz wiem, że to nie ja. I zobaczyłam też Trzeci Krok, jako dobry sposób myślenia, efektywne zbliżenie do życia: „Jeżeli płynąc w słonej wodzie zacznę panikować, miotać się i walczyć z nią utonę. Lecz jeśli rozprężę się z ufnością, to będzie mnie ona utrzymywać na powierzchni”. Chociaż Czwarty Krok nie Wspomina o Sile Wyższej, dla mnie słowo „moralny” nasuwa implikacje grzechu, który W moim pojęciu jest obrazą Boską. Więc zamiast tego łączyłam rachunek sumienia z próbami uczciwej analizy swego charakteru – na straty odpisywałam te cechy, które mogły uczynić ludziom krzywdę. Nie jestem pewna czy pracowałam nad Krokami w pełni świadomie, jednak nie ulega wątpliwości, że one oddziaływały na mnie. Mniej więcej w czwartym roku trzeźwości pospolity przypadek nagle uświadomił mi, że mój chochlik nieśmiałości zniknął. „Czuję się w świecie jak w domu” – powiedziałam do siebie zdumiona. Teraz, po osiemnastu latach, czuję się tak samo. We wszystkich sprawach życiowych, dobrodziejstwa wynikające z doświadczenia AA usunęły szkody wywołane aktywnym alkoholizmem. Cóż to przezwyciężyło (chwilowo) moją dumę i uczyniło mnie przystępną? Najlepszą odpowiedzią, jaka mi się nasuwa, jest to, co mój ojciec zwykł określać „siłą życia”. (Jest on lekarzem starej daty, który nieraz widział jak ta siła działa, wzmacniając się lub często słabnąc). Wierzę, że siłą ta jest w nas Wszystkich, ona to ożywia wszelkie istoty i powoduje obroty ciał niebieskich. Metafory ze słoną wodą, w odniesieniu do Trzeciego Kroku, nie wybrałam przypadkowo, dla mnie ocean jest właśnie symbolem tej siły. Jestem najbliżej Kroku Jedenastego, gdy mogę kontemplować niczym nie zakłócony horyzont z pokładu statku. Jestem W porównaniu z nim malutka i z radosnym spokojem czuję, że jestem częścią czegoś wielkiego i niepoznawalnego. Lecz czy ocean nie jest zbyt chłodnym symbolem? Tak. Czy myślę, że jego wzrok dostrzega płotkę, że troszczy się o losy wszelkich istot? Czy rozmawiam z nim? Nie. Kiedyś, pod koniec okresu pijaństwa, wypowiedziałam trzy słowa do Czegoś nie ludzkiego. W ciemnościach wstałam z łóżka, uklękłam, złożyłam dłonie i powiedziałam: „Proszę pomóż mi”, po czym wzruszyłam ramionami, pytając: „Do kogo ja mówię?” I poszłam z powrotem do łóżka. Kiedy opowiadałam o tym jednej z moich sponsorek, stwierdziła ona: „Ależ przecież On odpowiedział na twoją modlitwę”. Być może. Lecz nie czuję tego. Nie odczytałam jej, a i teraz nie tłumaczę doznań mistycznych czystą logiką. Gdybyś mógł mi logicznie udowodnić, że istnieje osobowy Bóg a nie sądzę, żeby to było możliwe – to i tak nie byłabym skłonna do rozmowy z istotą, której istnienia nie odczuwam. Gdybym mogła ci logicznie udowodnić, że Boga nie ma – a wiem, że nie potrafię – twoja prawdziwa wiara nie zostałaby zachwiana. Innymi słowy, rozum ludzki nie potrafi ogarnąć spraw, dotyczących wiary. Czy istnieje coś poza zasięgiem ludzkiego rozumu? Tak, wierzę, że tak. Coś tam jest. A tymczasem jesteśmy tu wszyscy razem. Mam na myśli wszystkich nas, ludzi, nie tylko alkoholików. Potrzebujemy się nawzajem. Teraz wszyscy razem jesteśmy wyjątkowi.
Czy przy wszelkich różnicach pomiędzy relacjami, zawartymi w tej broszurce, zauważyłeś wspólne cechy, jakie pojawiają się w wielu z nich? Choćby w czterech wypowiedziach:
Louis: „Są oni moimi prawdziwymi braćmi i siostrami”. Padric: „Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy alkoholikami i wszyscy razem w AA”. Mary: „…dla każdego, kto potrzebuje pomocy, znajdzie się tutaj miejsce”. George: „…dzięki ludziom wszelkiego rodzaju, którzy są Anonimowymi Alkoholikami”.
Ta myśl przewodnia ciągle przewija się na naszych mityngach i w naszej literaturze; pojęcie wspolnoty oraz wspoldzielenia się ze sobą. Gloria mówi: „…my aowcy, nosimy ze sobą „parasole”, które otwieramy wzajemnie nad sobą…” Wcześniej czy później większość z nas zaczyna wygłaszać tę prawdę o naszej Wspólnocie.
W niektórych dużych miastach odbywają się mityngi dla policjantów, homoseksualistów i lesbijek, duchownych, lekarzy, ludzi mówiących po hiszpańsku, dla początkujących, czy też wyłącznie dla kobiet. Uczęszczanie na jeden z nich może ułatwić odnalezienie drogi na początku, gdy jesteśmy nowicjuszami w AA, jednak najszczęśliwsze i najtrwalsze zdrowienie wydają się osiągać ci, którzy chodzą na mityngi wszelkiego rodzaju, nie tylko na specjalne.
Stwierdziliśmy, że ograniczanie naszego kręgu w AA do ludzi, dokładnie takich jak my, nie jest dobrym pomysłem. Taka segregacja niezdrowo podkreśla naszą „wyjątkowość”. Stwierdzamy, że przyjemniejsze i zdrowsze jest wejście w główny nurt życia AA i kontaktowanie się ze wszystkimi, nie tylko „innymi” ludźmi.
Tacy jesteśmy. Wszyscy jesteśmy inni. Wszyscy. Lecz wszyscy jesteśmy również alkoholikami, trzeźwiejącymi razem w AA. Jesteśmy w tym bardziej do siebie podobni, niż różni od siebie. Tu w AA, znaleźliśmy obdarowujące się człowieczeństwo, które umożliwia nam życie w różnych uwarunkowaniach i spełnianie się naszych odrębnych i indywidualnych losów. Zapraszamy i ciebie do nas.
Powyższy tekst został opracowany na podstawie oryginalnej broszury AA „Czy myślisz, że jesteś inny ?”.