Historia osobista Sylwi

Mam na imię Sylwia. Jestem alkoholiczką. Nie piję… Dzisiaj minął rok. Jak do tego doszłam? Złożyło się na to wiele czynników, rzeczy, sytuacji, ludzi, ale po pierwsze, już nie walczę z tym, że jestem alkoholiczką. Szkoda mi życia na to, żeby kłócić się z Panem Bogiem, że jestem chora. Po drugie, to nie jest moja wina, mój grzech, że urodziłam się ileś lat temu, że moje życie potoczyło się tak, jak się potoczyło, że jestem alkoholiczką. Wiem, że dla niektórych osób to coś niebywałego: „ Co ona bredzi? Chciała, to piła, przecież nikt jej wódki do gardła nie nalewał. Sama jest sobie winna”.

Pierwszy kontakt z alkoholem, pierwszy kieliszek wódki, jaki wypiłam w wieku 16 lat, doprowadził mnie w wieku 39 lat na detoks. Pierwszy kieliszek wódki i nie pamiętam jak wróciłam do domu. Osiemnaste urodziny – upiłam się do nieprzytomności, dwudzieste urodziny – upiłam się do nieprzytomności, 22 lata – ślub, dziecko, mąż, studia. Wszystko kręciło się jak w karuzeli, ale jakoś dawałam radę, a może udawałam, udawałam żonę, mamę, córkę. Bo tak naprawdę chciałam być gdzieś indziej, żyć inaczej, ale już nie potrafiłam powiedzieć prawdy. Przecież miałam męża, który mnie kochał, zdrowego syna, rodziców i teściów, którzy mi pomagali, ale ja dusiłam się w tym wszystkim, chciałam nadążyć wszędzie i za każdym, chciałam, żeby każdy mnie lubił, chciałam, żeby każdy mnie chwalił: „ Jejku, jak ona to robi, udało jej się pogodzić studia z wychowaniem dziecka. Jejku, jaka ona silna”. I tak sobie żyłam w przeświadczeniu, że daję radę, że przecież nie zaniedbuję rodziny, skończyłam studia, mam pracę. I, że przecież każdy, prawie każdy, pije. Teraz patrząc na to, widzę i wiem, że okłamywałam samą siebie, okłamywałam wielu ludzi, świadomie nie chciałam pomocy, świadomie nie dostrzegałam tego, że lecę w dół, sama mając doświadczenie w rodzinie z osobami uzależnionymi, pomagając tym osobom, odwiedziłam okoliczne detoksy i terapie, wydawało mi się, że przecież „rozumiem, o co tym chodzi”, że przecież „ja tak nie skończę”. Urodziłam drugie dziecko, w ciąży nie piłam, ale jako ktoś mi powiedział: „Ty czekałaś, jak ten żołnierz po wojnie na nagrodę, żeby się napić”.  Dziecko miało rok, a ja doczekałam się nagrody: stopniowo, krok po kroczku doprowadzałam siebie do swojego dna. Nie wystarczało picie towarzyskie, picie „z kimś”. Musiałam napić się przed i po spotkaniu czy imprezie, jak byłam smutna, jak pokłóciłam się z mężem, jak byłam szczęśliwa, jak dostałam podwyżkę. Zaczęłam szukać w każdym dniu pretekstu do napicia się. Musiałam mieć alkohol schowany w torebce, szafce, pralce, alkohol, którym nagradzałam się po wykonaniu domowych obowiązków albo w trakcie ich wykonywania. Wpadłam w jakiś wir, z którego nie mogłam się wydostać: praca, dom, picie, praca, dom, picie… Nie wstrząsnęło mną, że moje starsze dziecko, widząc mnie pijaną i zapłakaną, zapytało: „Mamo, jak mogę ci pomóc? Dlaczego płaczesz?”. Piłam dalej… Nie wstrząsnęła mną choroba młodszego dziecka, które trafiło do szpitala z paraliżem nóg. Nie wstrząsnęło mną to, że mąż uderzył mnie, jak byłam pijana, aż polała się krew. Ja chciałam być ofiarą, bo chciałam pić. Chciałam pić i piłam. Doszło do tego, że piłam codziennie, zagłuszając wszystkie emocje, jakie miałam w sobie – te dobre i te złe. Aż osiągnęłam dno, kiedy spałam z butelką wódki pod poduszką, a obok spało moje czteroletnie dziecko.

Nie straciłam rodziny, nie straciłam pracy, nie straciłam dzieci.

Chcę napisać, co mnie uratowało, co spowodowało, że jestem teraz tu, gdzie jestem, że minął rok, ja nie piję, jak jestem trzeźwa. To też był ciąg wydarzeń, sytuacji, które spowodowały, że tym razem uwierzyłam. I bliskich mi ludzi, którzy postawili mi ultimatum – albo zrobię coś ze sobą, albo podają mnie na przymusowe leczenie. Więc najpierw był lęk, strach, detoks, terapia i Wspólnota AA, dzięki której uwierzyłam, że mogę powrócić do zdrowia. Wiem, że niektórzy wzdrygają się przed takimi słowami – jak można uzdrowić alkoholika? Też tak myślałam, bo to był mój lęk, co powiedzą inni, że jestem alkoholiczką, że należę do AA, że chodzę na mityngi. Miałam i dalej mam wiele pytań w głowie, na wiele z nich dostałam odpowiedź od alkoholika, alkoholiczki. To oni zrozumieli moje chore myśli, uczucia, słowa, to oni mnie nie oceniali, nie straszyli, nie obiecywali, po prostu wysłuchali i pokazali drogę – Program 12 Kroków. Te Kroki, które stawiam przy pomocy alkoholiczki, są odpowiedzią na mój lęk, ból, strach, rozczarowanie. Te Kroki dają mi siłę, wiarę, pokorę wobec życia. Dzięki tym Krokom chcę być lepszym człowiekiem. Te Kroki dają mi wybór, którego nie miałam jak piłam. Teraz każdy dzień jest dla mnie odkryciem, że chcę żyć, po prostu, i to też dzięki Wspólnocie AA, do której dołączyłam.

Teraz wiem, że ja – Sylwia alkoholiczka –  mam prawo być – taka jaka jestem, ale też obowiązek, aby się zmieniać i robię to właśnie dzieci Wspólnocie AA i Programowi 12 Kroków.